parafia.brzeszcze.pl

Relacja z III narciarskiego wyjazdy w Dolomity

W dniach od 17 do 24 stycznia już po raz 3 gościliśmy w Canazei (Casa Albert Penia). Pogoda dopisała w 100%.
Poniżej przedstawiamy wspomnienie jednego z uczestników oraz kilka fotografii:)
TEGOROCZNE WSPOMNIENIE Z DOLOMITÓW

Czas nieubłaganie pędzi i nawet się nie obejrzałem, jak minął rok. Cały rok wyczekiwania na narty w Dolomitach. Pewnie, jeździło się tu i tam, ale to nie to samo… Więc w końcu nadszedł czas wyjazdu, wyruszyliśmy w kilkunastogodzinną podróż 17-go stycznia o piątej rano, po mszy św. i poleceniu się Boskiej opiece. Oczywiście szefem eskapady był Ojciec Dyrektor, to znaczy ksiądz Roman, opiekę duchową sprawował ks. Piotr (aleśmy się namodlili!), a autokar prowadzili najwspanialsi kierowcy na świecie – pan Rafał, pan Adam i oczywiście pani Agnieszka. O właściwy nastrój skupienia, dyscyplinę i punktualność zadbali starostowie – pani Halinka i pan Kazimierz. Napracowali się co niemiara…

Nie będę się rozpisywał na techniczne tematy jazdy na nartach, techniki ich przygotowania nart i smarowania, a także dbania o kondycję. Przecież niejednokrotnie trzeba było w ciągu dnia przejechać kilkadziesiąt kilometrów tras, a to wymaga odpowiedniej dbałości o sprzęt i o siebie. Gdyby ktoś chciał dołączyć za rok – wszyscy służymy pomocą i wyjaśnieniami.

Nie byłem w tym roku najstarszym seniorem, w gronie narciarzy był pan 78 letni – jeździł wspaniale. Ale pociechą było to, że do grona seniorów dołączył ksiądz Prałat. Było raźniej i weselej. Natomiast chciałbym się podzielić wiedzą i doświadczeniem seniora, który na nartach zaliczył już 53-cią zimę. Bo proste to nie jest. Dawniej przypinało się do nóg proste dechy o długości średnio dwóch metrów, czyniło znak krzyża na piersi i ruszało w dół stoku. Najczęściej tam, gdzie niosły narty. Więc wystarczyło wycelować w odpowiedni punkt i po kłopocie. Jak było za szybko, to robiło się „pług” i to wszystko. W krytycznych sytuacjach siadało się na śniegu i też skutkowało. Teraz technika poszła mocno do przodu, wymyślono buty większe niż końskie kopyta i tzw. taliowane narty, które mają to do siebie, że jeżdżą bardzo szybko, a ponadto każda żyje własnym życiem. Ale najpierw trzeba ubrać buty. Więc o ile można w nie, choć z trudem, włożyć nogę, to zapięcie klamer już nie jest łatwe. Szczególnie dla seniora, który z niemałym trudem dorobił się umiarkowanie słusznej postury. Więc odbywa się to tak – wdech, wydech, skłon, zapięcie klamry (jak się uda). I tak osiem razy! Skoro buty mamy ubrane, bierzemy narty na ramię i idziemy (???) do krzesełek lub gondoli. Wyjazd na górę wygodny, nie powiem, ale na górze zaczynają się problemy. Bo jechać prosto się nie da, trzeba kręcić. A technika skręcania wymaga wygięcia kolan do wewnątrz skrętu! Kolan, które raczej w tym wieku są nieco zbyt sztywne! A jak tego się nie zrobi, to lewa narta jedzie w lewo, a prawa w prawo! Hamować pługiem się nie da, bo narty wjeżdżają na siebie. I co robić? Najbezpieczniej jest usiąść. Ale jak tu usiąść, jeżeli współczesne spodnie narciarskie są bardziej śliskie, niż najlepiej nasmarowane narty? Z doświadczenia wiem, że na spodniach jedzie się szybciej, niż na nartach. I nie ma wyjścia!

Młodsi jednak dawali sobie radę. Nie wiem, jak to robili, bo żadnego z nich nie widziałem na stoku dłużej, niż kilkanaście sekund. Tak szybko jeździli. Ale cóż, młodość ma swoje prawa. Ja za to miałem więcej czasu na smakowanie życia, a mianowicie na kontemplowanie zalet kuchni włoskiej i podziwianie aparycji niektórych mieszkanek Tyrolu Południowego. Aby nie było niedomówień – skończyło się na podziwianiu. I tu mam przewagę nad Ks. Prałatem – bo ja mogę podziwiać, a on nie.

Mimo tych wszystkich niedogodności wynikających z przynależności do grupy seniorów jakoś dawałem sobie radę. Nagrodą była wspaniała pogoda, świetne warunki śniegowe i oczywiście rewelacyjna atmosfera. Byli tacy narciarze, którzy przejechali w ciągu tygodnia ponad 300 km tras. I widocznie chroniła nas Opatrzność, bo nie zanotowaliśmy żadnej kontuzji.

Widoki były, jak zawsze w Dolomitach, niepowtarzalne. Tych gór nie da się porównać z żadnymi innymi na świecie, szczególnie o zmierzchu, gdy szczyty zapalają się na czerwono, a w dolinach już ciemno.

Pozostaje podziękować wszystkim. Nie będę wymieniał, chyba nikt się nie obrazi. Wszyscy, absolutnie wszyscy uczestnicy tego wyjazdu narciarskiego, zasługują na podziękowanie. I jeśli dobry Pan Bóg pozwoli – to proszę mnie już dziś wpisać na listę uczestników następnego wyjazdu narciarskiego. Myślę, że przez kolejny rok uda mi się opanować choć trochę tę trudną sztukę – i zapinania butów, i poruszania się na nartach.



W tym roku odwiedziliśmy następujące Ośrodki Rejonu:

Niedziela: CIAMPAC-BUFFAURE
Poniedziałek: BELVEDERE (SELLARONDA)
Wtorek: PASSO SAN PELLEGRINO-COL MARGHERITA
Środa: COL RODELLA (SELLARONDA)
Czwartek: PREDAZZO-LATEMAR-PAMPEAGO-OBEREGGEN
Piątek: CIVETTA

Poniżej zdjęcia użyczone przez pana Jasia K:)
 
zamknij
Ten serwis, podobnie jak większość stron internetowych wykorzystuje pliki cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianie ustawień cookie w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. | Polityka cookies